Prezentujemy opowiadanie, do
którego inspiracją był pewien obraz znajdujący się w naszej szkole.
To
było zwykły, wakacyjny poranek. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Siedziałam
w moim pokoiku na poddaszu, wsłuchując się w deszcz stukający w szyby i
obserwując moich rodziców przez okno.
Skuleni, przytuleni, pod ogromnym
parasolem zmierzali w kierunku miasta. Współczułam im. Ciotka Désirée pożyczyła
od nas samochód, więc musimy sobie radzić.
Nagle moje rozmyślania przerwał głos
mojej siostry Fleur dochodzący z dołu:
- Yvette, chodź tu na chwilę! – Westchnęłam.
- Yvette, chodź tu na chwilę! – Westchnęłam.
Chyba
znowu potrzebowała pomocy w kwiaciarni. Niechętnie powlokłam się po schodach.
Kiedy już zeszłam, siostrunia podniosła wzrok znad róż, które akurat pakowała i
powiedziała z uśmiechem:
-
Ach, już jesteś! Nawet nie zauważyłam!
- Czego chcesz? – burknęłam.
- Och, niczego, ciocia przyjechała!
- Mam nadzieję, że z zamiarem zwrócenia samochodu.
- Czego chcesz? – burknęłam.
- Och, niczego, ciocia przyjechała!
- Mam nadzieję, że z zamiarem zwrócenia samochodu.
Bez entuzjazmu poczłapałam za Fleur do małego pokoiku na zapleczu, gdzie ciotka siedziała z promiennym uśmiechem na twarzy. Nieskazitelna biel jej zębów aż bolała.
-
Ciotuniu ukochana! Przyprowadziłam Yvette, tak jak chciałaś! – zaćwierkała z
przesadną radością siostra.
- Och, to doskonale! Chodź tu, Yvi, kochana! – zawołała „rozradowana” Désirée .
Yvi… Nienawidziłam, jak mnie tak nazywano. Zdecydowanie wolałam moje pełne imię. A ciotka wciąż uporczywie używała tego zdrobnienia.
- Pojedziemy na wycieczkę! – zawołała ciotka.
- Och, to doskonale! Chodź tu, Yvi, kochana! – zawołała „rozradowana” Désirée .
Yvi… Nienawidziłam, jak mnie tak nazywano. Zdecydowanie wolałam moje pełne imię. A ciotka wciąż uporczywie używała tego zdrobnienia.
- Pojedziemy na wycieczkę! – zawołała ciotka.
O nie, pomyślałam. Wycieczka z ciocią oznaczała chodzenie do ekskluzywnych paryskich restauracji i słuchanie jej wywodów na temat ubioru celebrytów.
Po chwili obydwie siedziałyśmy w samochodzie. Naszym samochodzie. Z głośników płynęła melodia słabych, popowych piosenek. Moja towarzyszka przez dłuższą chwilę słuchała ich z uśmiechem. I nagle wyłączyła radio, a jej twarz przybrała kamienną minę.
-
Słuchaj, ja wiem, że już zdążyłaś mnie znienawidzić – zaczęła bezbarwnym
głosem. - Ciotka, która ciągle pożycza
wasz samochód, aby imprezować po paryskich klubach.
-
Rzeczywiście… - westchnęłam.
- Ale uświadomiłam sobie, że lepiej zrobić coś lepszego, na przykład placki z dżemem.
Po chwili obydwie wybuchłyśmy śmiechem. Kiedy dojechałyśmy na miejsce, odebrało mi głos z wrażenia. To przecież była stara działka ciotki Désirée, na której tak kochałam spędzać czas w dzieciństwie.
- To co, może dzisiaj zafundujemy sobie powrót do dzieciństwa? – zapytała ciocia z szelmowskim uśmiechem.
- Bardzo chętnie – odparłam.
Po chwili znalazłyśmy się w małym, drewnianym domku. Moja towarzyszka rozpaliła w piecu.
- Może herbaty różanej, milady? – zapytała.
- Oczywiście, milordzie – odpowiedziałam ze śmiechem.
- Ale uświadomiłam sobie, że lepiej zrobić coś lepszego, na przykład placki z dżemem.
Po chwili obydwie wybuchłyśmy śmiechem. Kiedy dojechałyśmy na miejsce, odebrało mi głos z wrażenia. To przecież była stara działka ciotki Désirée, na której tak kochałam spędzać czas w dzieciństwie.
- To co, może dzisiaj zafundujemy sobie powrót do dzieciństwa? – zapytała ciocia z szelmowskim uśmiechem.
- Bardzo chętnie – odparłam.
Po chwili znalazłyśmy się w małym, drewnianym domku. Moja towarzyszka rozpaliła w piecu.
- Może herbaty różanej, milady? – zapytała.
- Oczywiście, milordzie – odpowiedziałam ze śmiechem.
Przy herbacie opowiadałyśmy sobie kawały, przy jednym nawet wyplułam sobie herbatę na kolana. Potem wyszłyśmy na dwór i pod wzorzystymi parasolami ciotki zbierałyśmy zioła. Ich delikatny, leśny zapach można było wyczuć nawet w deszczu. Désirée musiała pójść po koszyk, żeby pomieścić wszystkie rośliny. Po udanym „ziołobraniu” osuszyłyśmy wszystkie zbiory. Niektóre z nich zaparzyliśmy, a niektóre wklejałyśmy do zielników, podpisując je łacińskimi nazwami. Zabrałyśmy albumy razem ze sobą. Wracając do domu, doskonale czułam ten cudowny ziołowy zapach. Po powrocie wzięłam ze sobą jeden z zielników i poszłam do mojego pokoiku.
Wspominając ten dzień, zawsze czułam
zapach ziół i różanej herbaty. To było jedno z moich najlepszych przeżyć.
Natalia
Bi. kl. V a